Dawno już nie mieliśmy tak obfitej w emocje kolejki w Premier League. I nie chodzi tu nawet o same dramatyczne końcówki (aż trzy spotkania rozstrzygnięte w doliczonym czasie gry), ale również o ilość czerwonych kartek i fakt, że rozgrywki zbliżają się ku końcowi. Każde spotkanie jest teraz dwa razy ważniejsze. W końcu za 2 miesiące wszystko się już rozstrzygnie. No ale nie przewidujmy układu tabeli w maju, zostańmy na tym, co teraz.
Gramy do końca!
Aż trzy, wspomniane przeze mnie wyżej, rozstrzygnięcia w doliczonym czasie, choć emocji do samego końca zabrakło nam praktycznie tylko w jednym meczu (City – Villa). Najciekawiej było chyba na Goodison Park, gdzie West Ham w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry dopiął swego i objął prowadzenie. Spora w tym zasługa nie tylko podopiecznych Slavena Bilicia, ale i Romelu Lukaku. Belg nie wykorzystał rzutu karnego i zmarnował kilka dogodnych okazji, choć ja wciąż będę się upierać przy tym, że gdyby nie on, to Payet i spółka wygraliby to spotkanie bez większych problemów. Koniec końców mieliśmy jednak dreszczowiec w końcówce i nic, tylko się cieszyć. Za to w końcu kochamy Premier League!
Talent połączony z głupotą
Zostaniemy jeszcze na Goodison. Emocje emocjami, ale to, co zrobił Kevin Mirallas, nie może przejść bez echa. Belg zawiódł na całej linii i mimo, iż przed zejściem z boiska prezentował się nieźle, to tak na prawdę on skazał Everton na porażkę. Pierwszą żółtą kartkę za symulkę jeszcze jestem w stanie zrozumieć. Było to idiotyczne zachowanie, ale tak to już jest z nurkami. Czasem się uda, czasem nie. Tacy zawodnicy mają wliczone w koszta to, że sędzia może zwrócić na to uwagę i wlepić kartonik. Drugiej żółtej kartki nie jestem już jednak w stanie pojąć. Zawodnik, który wie, że ma już na koncie jedno upomnienie, nie wchodzi wślizgiem na połowie rywala. Morał jest więc prosty – Mirallas musiał o tym zapomnieć. Inaczej się tego nie wyjaśni. Powstaje więc pytanie – co ten Belg ma w tej głowie? Nie jest to bowiem pierwszy tego typu przypadek. I kto wie, może ten krytykowany często Kone jednak nie jest taką złą opcją w składzie?
Derby bez rozstrzygnięcia
Postronni kibice mogą być zadowoleni. Emocje były, bramki były, wysoki poziom był. Ale najważniejsze, że nie było rozstrzygnięcia. Sprawa walki o mistrzostwo wciąż jest więc otwarta zarówno na White Hart Lane, jak i na Emirates. Zawód czuć mogą natomiast kibice tych konkretnych ekip. Szczególnie Ci związani ze Spurs. Tottenhamowi udało się bowiem wyjść na prowadzenie, a mimo to zdobyty został tylko jeden punkt. W dodatku drużyna Pochettino grała przez długi czas w przewadze. Tym mocniej musi zatem boleć pięcio, a nie trzy punktowa strata do lidera.