Obywatele w marszu po chwałę

Mimo niezłego pierwszego występu, to konkurenci stawiani byli w roli faworytów. Nieoczekiwanie jednak to on, a nie wysoki Szwed, cieszył się z awansu. Panie Wojewódzki, chyba czas nanieść pewną poprawkę – Rudy się dostał i zagra o finał!

Szok, niedowierzanie i przede wszystkim ulga towarzyszyły mi po ostatnim gwizdku sędziego na Etihad Stadium. I to nie dlatego, że przez pełne 90 minut nerwowo obgryzałem paznokcie w obawie o niepowodzenie Obywateli. W sumie to ich awans był mi obojętny, a nawet skłaniałem się odrobinę bardziej ku PSG. Paryżanie mogli bowiem w mojej opinii jeszcze powalczyć z pozostałą trójką. City natomiast nie ma większych szans. Wszystko to jest jednak teraz nieistotne. W końcu mamy „Anglika” w półfinale! W końcu doczekaliśmy się chwili, w której to właśnie angielski klub eliminuje topową markę. Styl i przetrzebiony kontuzjami i zawieszeniami rywal pójdą w zapomnienie. W świat pójdzie jedynie sam fakt awansu. W końcu będzie można spojrzeć prosto w oczy fanom La Ligi i Bundesligi…no dobra, może trochę przesadziłem. No ale nie trzeba będzie chować się gdzieś po kątach. Chociaż tyle.

No a Manchester? Co ten historyczny awans oznacza dla tego klubu? Na pewno będzie to haust świeżego powietrza i dodatkowy zastrzyk energii na końcówkę sezonu. Wątpliwym jest teraz, aby Obywatele oddali czwarte miejsce w ligowej tabeli i sprawili Guardioli niezłego psikusa, witając go obecnością w Lidze Europy. Z kolei w samej Lidze Mistrzów ugrali już raczej swoje maksimum, chociaż jak ktoś trafnie zauważył – tutaj liczy się dyspozycja dnia. Dzisiaj świetnie dysponowany był De Bruyne. Kto wie, może w meczu z Barcą czy Realem świetnie dysponowany będzie Silva? Może w rewanżu padnie na Fernandinho? Oczywiście tak możemy sobie tylko gdybać, ale należy zostawić pewną rezerwę na taką okoliczność. Nie zaszkodzi też pokibicować im teraz w starciu z kolejnym gigantem. Ewentualny awans do finału chociaż na chwilę zakończyłby bowiem rozmowy o możliwym zredukowaniu miejsc w LM dla Anglików, a przecież tego wszyscy chcemy.

Cieszmy się zatem z sukcesu Rudego i spółki. Liczmy na to, że to zwycięstwo zmotywuje resztę brytyjskiego towarzystwa do działania i za rok o takim wyczynie nie będziemy już mówić w kategorii sensacji.

Opublikowano Z angielskich boisk | Otagowano , | Skomentuj

Powtórzmy to!

Klasyk Wisławy Szymborskiej mawiał, że nic dwa razy się nie zdarza. Ta dewiza zdawała się potwierdzać na przestrzeni ostatnich lat. Tylko raz wybierano Afroamerykanina na prezydenta USA, tylko raz Polak był papieżem, a Leicester tylko raz zdobyło mistrzostwo. No właśnie czy to oznacza, że mamy się teraz przygotować do powrotu do rzeczywistości i oczekiwać serii mistrzostw dla Manchesterów i Chelsea? Roszady trenerskie podpowiadają, że tak. Ja jednak pójdę na przekór i pobawię się trochę we wróżbitę Macieja. Kto jest zatem zdolny do tego, aby powtórzyć wyczyn Lisów w przyszłym sezonie?

Na chwilę obecną faworytem bukmacherów, a raczej ludzi grających u bukmachera, jest Burnley. The Clarets zapewnili już sobie awans do Premier League i po roku absencji ponownie rywalizować będą z najlepszymi. Sam powrót nie jest jednak raczej powodem, dla którego poszło na nich już tyle zakładów. W czym więc kibice upatrują podobieństw względem świeżo upieczonego mistrza Anglii? Niewykluczone, że jest to osoba menedżera. Sean Dyche wykonuje w klubie kapitalną robotę i tak jak Ranieri, wysoko stawia sobie zaangażowanie swoich zawodników. A jak nie on, to może Andre Gray? Może kibice dostrzegli w nim Mahreza i liczą, że Anglik powtórzy wyczyn Algierczyka? Ma on z pewnością olbrzymi potencjał więc kto wie? Może w podobnym stylu sprawi, że szczęki opadną nam do parteru?

A jeżeli jakimś cudem ekipie Burnley nie uda się powtórzyć wyczynu Leicester, to kto będzie w stanie to zrobić? Sporo mówi się również o jeszcze aktualnych beniaminkach. O ile Norwich zawaliło sprawę i prawdopodobnie odwiedzi z powrotem kolegów z Championship, tak Bournemouth i Watford okazały się niejakimi rewelacjami ligi. Daleko im może było do walki o Ligę Mistrzów, ale samo pewne utrzymanie już można uznać za swoisty sukces. Obie ekipy pokazały kawał dobrego futbolu i mimo kilku potknięć udowodniły, że mają w swoich składach wielu świetnych zawodników mogących walczyć z każdym. Jest tylko jeden problem. Ani Wisienki, ani Szerszenie nie utrzymały się w paradoksalnie wielkim stylu. Ot, zwykły środek tabeli bez heroicznej walki niemalże do samego końca. Daleko im zatem do Mahreza i spółki.

Na koniec zostawiłem sobie jeszcze jedną opcję, dla odmiany nieco bardziej realną, od tych wyżej wymienionych. A mowa o West Hamie. Tak tak, wiem — ewentualne mistrzostwo Młotów nawet nie umywa się do tego, co wydarzyło się w miniony poniedziałek. Warto jednak o tym wspomnieć, no bo czemu by nie? Pod wodzą Slavena Bilicia buduje się tam ciekawa ekipa, która już teraz sporo namieszała w angielskiej ekstraklasie. Już samo to, że do teraz walczą jeszcze o top4 mówi wiele. I nie tłumaczyłbym tej wysokiej pozycji West Hamu słabszą formą innych. Zapracowali na swoje i w przyszłym roku z pewnością będą chcieli wyważyć drzwi do Wielkiej Czwórki solidnym kopniakiem, zamiast pukania do nich nieśmiało.

Opublikowano Z angielskich boisk | Otagowano | Skomentuj

Wpis nr2

tekst czerwony
tekst innego koloru
tekst z super kolorem!

Opublikowano Bez kategorii | Skomentuj

Fala czerwieni

Dawno już nie mieliśmy tak obfitej w emocje kolejki w Premier League. I nie chodzi tu nawet o same dramatyczne końcówki (aż trzy spotkania rozstrzygnięte w doliczonym czasie gry), ale również o ilość czerwonych kartek i fakt, że rozgrywki zbliżają się ku końcowi. Każde spotkanie jest teraz dwa razy ważniejsze. W końcu za 2 miesiące wszystko się już rozstrzygnie. No ale nie przewidujmy układu tabeli w maju, zostańmy na tym, co teraz.

Gramy do końca!

Aż trzy, wspomniane przeze mnie wyżej, rozstrzygnięcia w doliczonym czasie, choć emocji do samego końca zabrakło nam praktycznie tylko w jednym meczu (City – Villa). Najciekawiej było chyba na Goodison Park, gdzie West Ham w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry dopiął swego i objął prowadzenie. Spora w tym zasługa nie tylko podopiecznych Slavena Bilicia, ale i Romelu Lukaku. Belg nie wykorzystał rzutu karnego i zmarnował kilka dogodnych okazji, choć ja wciąż będę się upierać przy tym, że gdyby nie on, to Payet i spółka wygraliby to spotkanie bez większych problemów. Koniec końców mieliśmy jednak dreszczowiec w końcówce i nic, tylko się cieszyć. Za to w końcu kochamy Premier League!

Talent połączony z głupotą

Zostaniemy jeszcze na Goodison. Emocje emocjami, ale to, co zrobił Kevin Mirallas, nie może przejść bez echa. Belg zawiódł na całej linii i mimo, iż przed zejściem z boiska prezentował się nieźle, to tak na prawdę on skazał Everton na porażkę. Pierwszą żółtą kartkę za symulkę jeszcze jestem w stanie zrozumieć. Było to idiotyczne zachowanie, ale tak to już jest z nurkami. Czasem się uda, czasem nie. Tacy zawodnicy mają wliczone w koszta to, że sędzia może zwrócić na to uwagę i wlepić kartonik. Drugiej żółtej kartki nie jestem już jednak w stanie pojąć. Zawodnik, który wie, że ma już na koncie jedno upomnienie, nie wchodzi wślizgiem na połowie rywala. Morał jest więc prosty – Mirallas musiał o tym zapomnieć. Inaczej się tego nie wyjaśni. Powstaje więc pytanie – co ten Belg ma w tej głowie? Nie jest to bowiem pierwszy tego typu przypadek. I kto wie, może ten krytykowany często Kone jednak nie jest taką złą opcją w składzie?

Derby bez rozstrzygnięcia 

Postronni kibice mogą być zadowoleni. Emocje były, bramki były, wysoki poziom był. Ale najważniejsze, że nie było rozstrzygnięcia. Sprawa walki o mistrzostwo wciąż jest więc otwarta zarówno na White Hart Lane, jak i na Emirates. Zawód czuć mogą natomiast kibice tych konkretnych ekip. Szczególnie Ci związani ze Spurs. Tottenhamowi udało się bowiem wyjść na prowadzenie, a mimo to zdobyty został tylko jeden punkt. W dodatku drużyna Pochettino grała przez długi czas w przewadze. Tym mocniej musi zatem boleć pięcio, a nie trzy punktowa strata do lidera.

Opublikowano Z angielskich boisk | Otagowano , | Skomentuj

Zwycięski remis

Zremisowali we wtorek. Ta strata punktów nie bolała ich jednak długo. Po środowym wieczorze wiedzieli już, że ten jeden punkt był cenną zdobyczą. Tottenham, Arsenal i Manchester City – wszystkie te ekipy zaprzepaściły doskonałą okazję na doskoczenie, lub nawet przeskoczenie (w przypadku Kogutów) ekipy Leicester. Lisy wciąż są więc na szczycie i na 10 kolejek przed końcem to oni są najbliżej mistrzostwa Anglii. No ale nie samym Leicester człowiek żyje. Co jeszcze działo się podczas tej serii gier?

Wypalona rewelacja

To, że Watford nie spisuje się już tak, jak na początku sezonu żadną niespodzianką nie jest. I tak wciąż idzie im lepiej, niż przypuszczano w sierpniu ubiegłego roku. Niespodzianką może być już jednak tak wielki spadek formy czołowego gracza – Odiona Ighalo. Nigeryjczyk nie zdobył bramki już w sześciu ostatnich meczach, a spotkanie z Manchesterem United to już kwintesencja. Raził nieskutecznością, ignorował kolegów z zespołu i podejmował fatalne decyzje. Jedyne, co go jeszcze broni, to pracowitość na boisku i dochodzenie do sytuacji strzeleckich. Jeśli jednak nie zamieni tego na bramki w następnych kolejkach, to presja systematycznie będzie rosnąć i kto wie, może ta znakomita runda w wykonaniu Ighalo zostanie po prostu uznana za przypadek.

Udany rewanż za finał

Na wstępie wyjaśnię – do tego meczu miała powstać analiza taktyczna. Zrezygnowałem jednak z tego pomysłu po 60. minutach gry. Nie było bowiem sensu szczegółowo opisywać spotkania, w którym jedna z drużyn praktycznie nie gra w piłkę. Manuel Pellegrini tłumaczył, że wynikało to ze zmęczenia jego piłkarzy, no ale zaraz zaraz…The Reds również mieli w nogach 120 minut, a mimo to potrafili atakować, walczyć i rozgrywać. Problem nie leżał więc w energii, a w motywacji. A tej podopieczni Kloppa z pewnością mieli więcej. Szczególnie widoczne było to u Milnera, który wręcz tryskał energią, a do swojego sławetnego biegania dołożył jakość, co przełożyło się na bramkę i asystę. To i tak jednak nic przy Lallanie, który przyćmił wszystkich i jestem w stanie zaryzykować stwierdzeniem, że był to jeden z jego najlepszych meczów w karierze (wliczając w to popisy w Southamptonie).

Przyszła kryska na matyska

Do tej pory tej sztuki dokonały tylko Manchester United, Leicester i Newcastle. Teraz do tej stawki dorzucić możemy West Ham. Jest to czwarta ekipa, która pokonała Tottenham. Pierwszy jednak raz Koguty były tak zdeklasowane. Choć po statystykach i skrócie meczu można by stwierdzić, że było to wyrównane spotkanie, to tak naprawdę podopieczni Slavena Bilicia kontrolowali przebieg meczu i w pełni zasłużenie zgarnęli komplet punktów. Po takim zwycięstwie pytano menedżera Młotów o szanse na top4. Chorwat odpowiadał ostrożnie, że o tym nie myśli, ale skoro ten sezon jest już taki zwariowany, to czemu by nie powalczyć o Ligę Mistrzów?

Opublikowano Z angielskich boisk | Otagowano , | Skomentuj