Powtórzmy to!

Klasyk Wisławy Szymborskiej mawiał, że nic dwa razy się nie zdarza. Ta dewiza zdawała się potwierdzać na przestrzeni ostatnich lat. Tylko raz wybierano Afroamerykanina na prezydenta USA, tylko raz Polak był papieżem, a Leicester tylko raz zdobyło mistrzostwo. No właśnie czy to oznacza, że mamy się teraz przygotować do powrotu do rzeczywistości i oczekiwać serii mistrzostw dla Manchesterów i Chelsea? Roszady trenerskie podpowiadają, że tak. Ja jednak pójdę na przekór i pobawię się trochę we wróżbitę Macieja. Kto jest zatem zdolny do tego, aby powtórzyć wyczyn Lisów w przyszłym sezonie?

Na chwilę obecną faworytem bukmacherów, a raczej ludzi grających u bukmachera, jest Burnley. The Clarets zapewnili już sobie awans do Premier League i po roku absencji ponownie rywalizować będą z najlepszymi. Sam powrót nie jest jednak raczej powodem, dla którego poszło na nich już tyle zakładów. W czym więc kibice upatrują podobieństw względem świeżo upieczonego mistrza Anglii? Niewykluczone, że jest to osoba menedżera. Sean Dyche wykonuje w klubie kapitalną robotę i tak jak Ranieri, wysoko stawia sobie zaangażowanie swoich zawodników. A jak nie on, to może Andre Gray? Może kibice dostrzegli w nim Mahreza i liczą, że Anglik powtórzy wyczyn Algierczyka? Ma on z pewnością olbrzymi potencjał więc kto wie? Może w podobnym stylu sprawi, że szczęki opadną nam do parteru?

A jeżeli jakimś cudem ekipie Burnley nie uda się powtórzyć wyczynu Leicester, to kto będzie w stanie to zrobić? Sporo mówi się również o jeszcze aktualnych beniaminkach. O ile Norwich zawaliło sprawę i prawdopodobnie odwiedzi z powrotem kolegów z Championship, tak Bournemouth i Watford okazały się niejakimi rewelacjami ligi. Daleko im może było do walki o Ligę Mistrzów, ale samo pewne utrzymanie już można uznać za swoisty sukces. Obie ekipy pokazały kawał dobrego futbolu i mimo kilku potknięć udowodniły, że mają w swoich składach wielu świetnych zawodników mogących walczyć z każdym. Jest tylko jeden problem. Ani Wisienki, ani Szerszenie nie utrzymały się w paradoksalnie wielkim stylu. Ot, zwykły środek tabeli bez heroicznej walki niemalże do samego końca. Daleko im zatem do Mahreza i spółki.

Na koniec zostawiłem sobie jeszcze jedną opcję, dla odmiany nieco bardziej realną, od tych wyżej wymienionych. A mowa o West Hamie. Tak tak, wiem — ewentualne mistrzostwo Młotów nawet nie umywa się do tego, co wydarzyło się w miniony poniedziałek. Warto jednak o tym wspomnieć, no bo czemu by nie? Pod wodzą Slavena Bilicia buduje się tam ciekawa ekipa, która już teraz sporo namieszała w angielskiej ekstraklasie. Już samo to, że do teraz walczą jeszcze o top4 mówi wiele. I nie tłumaczyłbym tej wysokiej pozycji West Hamu słabszą formą innych. Zapracowali na swoje i w przyszłym roku z pewnością będą chcieli wyważyć drzwi do Wielkiej Czwórki solidnym kopniakiem, zamiast pukania do nich nieśmiało.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Z angielskich boisk i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *